Dzięki zeszłorocznej wygranej Netty z piosenką Toy, gospodarzem tegorocznej Eurowizji był Izrael. Organizacji imprezy w Tel Awiwie towarzyszyło wiele kontrowersji – głównie ze względu na ataki zbrojne, jakie Izrael przeprowadza na Palestynę – te skrytykowane zostały nawet przez organizacje międzynarodowe. Pomimo protestów, konkurs odbył się bez większych zakłóceń. Do jedynego niepokojącego incydentu doszło w trakcie pierwszego półfinału, kiedy hakerzy przejęli transmisję online emitowaną przez izraelską telewizję KAN. Widzowie przez około dwie minuty mogli oglądać wyświetlające się na ich ekranach ostrzeżenie: ,,Izrael NIE jest bezpieczny. Przekonacie się!”. Jak się później okazało, alarm był fałszywy. Jedynym uczestnikiem imprezy, który bezpośrednio odniósł się do krwawej polityki Izraela byli reprezentanci Islandii. W trakcie transmitowanego na żywo ogłoszenia wyników, członkowie islandzkiego zespołu Hatari pokazali do kamery flagę Palestyny. Na twarzy prowadzącej galę Bar Rafaeli można było przez moment zobaczyć zakłopotanie.
Sobotni finał przebiegł spokojnie i trzeba przyznać, że nie zabrakło emocji. Gospodarze zadbali o atrakcyjność wydarzenia – główną gwiazdą wieczoru była Madonna, która na tę okazję przygotowała wydany dokładnie 30 lat temu utwór Like A Prayer. Powrót artystki do jednego z jej największych hitów był od kilku dni szeroko komentowany. Coś poszło jednak nie tak, ponieważ królowa pop ewidentnie nie trafiała w dźwięki, a samo widowisko było dość nudne. Drugim zaprezentowanym utworem był najnowszy singiel Madonny i rapera Quavo – utrzymany w klimacie reggae Future. Również i tu pojawił się dysonans – do przywodzącego na myśl jamajkę beatu, artyści dobrali stroje ,,cyber-rzymian”, przez co występ wydawał się niespójny – choć dzięki zastosowanym efektom maskującym nieczystości, wokalnie było już trochę lepiej.
Wiernych fanów Eurowizji na pewno ucieszył fakt, że na scenie pojawili się zwycięzcy poprzednich edycji – Netta, Conchita Wurst i Mans Zelmerlow oraz Verka Serduchka i Eleni Foureira, których eurowizyjne propozycje z poprzednich latach nie wygrały, ale okazały się hitem sieci. Organizatorzy ,,pomieszali” im utwory, dzięki czemu mogliśmy usłyszeć Verkę w piosence Toy Netty, co zdecydowanie było najciekawszym momentem wieczoru.
Wiele emocji przyniosło również oczekiwane na wyniki głosowania. Przypomnijmy, że na ocenę uczestników składają się punkty od specjalnie wybranych komisji w każdym z 41 krajów oraz głosy widzów. Gdyby decyzja o wyborze zwycięzcy zależała tylko i wyłącznie od głosów komisji, tegorocznym wygranym byłaby Szwecja. Taki wybór nie zaskoczył – występ Johna Lundvika był bardzo energetyczny, również dzięki towarzyszącemu artyście chórowi. Wokalista bardzo dobrze poradził sobie z utworem Too Late For Love i zdecydowanie był to jeden z występów, które zasługiwały na wysokie miejsce.
Co ciekawe, polska komisja przyznała najwyższą punktację Kate Miller-Heidke z Australii, która bezbłędnie zaprezentowała się w utworze Zero Gravity. Piękna, a jednocześnie bardzo oryginalna oprawa sprawiły, że jest to występ, który na pewno przejdzie do historii Eurowizji.
Prawdziwe emocje rozpoczęły się jednak dopiero w momencie stopniowego ujawniania wyników głosowania widzów, które – jak wiadomo – mogą wszystko zmienić. Tak stało się również w tym przypadku. Ostateczna walka rozegrała się między Szwecją, Włochami, a Holandią. Reprezentujący Włochy Mahmood pożegnał się z nadzieją na zwycięstwo, gdy okazało się, że ilość głosów od widzów nie jest wystarczająca do pokonania Holandii. Ostatecznie oryginalna propozycja zapewniła mu drugą pozycję.
Decyzją widzów zwycięzcą tegorocznej Eurowizji został Duncan Laurance z Holandii, który zaprezentował utwór Arcade. Minimalistyczna oprawa wystarczyła, by zdobyć serca głosujących, choć tekst samej piosenki ,,Loving you is a losing game” od razu przywodzi na myśl jeden z największych hitów Amy Winehouse ,,Love is a losing game”.
Zobaczcie występ, który zagwarantował Holandii zwycięstwo: