in

Nie mogliśmy uwierzyć w to, co przeczytaliśmy na zaproszeniu – co chciała powiedzieć nasza córka?

freepik

Moja córka niedługo stanie na ślubnym kobiercu. Ona i jej przyszły mąż postanowili samodzielnie pokryć wszystkie koszty związane z ceremonią i nie oczekiwali od nas żadnej pomocy finansowej. To była ich decyzja, w pełni zrozumiała, zważywszy na to, że oboje są dorosłymi, odpowiedzialnymi ludźmi.

Moje relacje z pasierbicą były jednak dość napięte. Mimo że nigdy nie zrobiłam jej nic złego, wydawała się być do mnie uprzedzona. Rozwód jej rodziców miał miejsce wiele lat przed tym, jak ja pojawiłam się w życiu jej ojca. Kiedy się poznaliśmy, był już od dawna po rozwodzie, jednak ona miała własną wersję wydarzeń. W każdej możliwej sytuacji sugerowała, że to właśnie ja rozbiłam ich rodzinę. Mimo moich wysiłków, by poprawić relacje, nie udało mi się nawiązać z nią bliższego kontaktu. Dlatego, kiedy zapraszała swojego ojca na ślub, ja zostałam pominięta.

Chociaż nie zaskoczyło mnie to, poczułam lekki smutek. W końcu to ona musiała zmierzyć się z konsekwencjami swoich wyborów. Ja nie miałam zamiaru naciskać ani się wtrącać. Mój mąż, Piotr, był w tej sytuacji bezradny i nie wiedział, jak zbliżyć się do córki, która od lat go odtrącała.

Nie chciał jechać na ślub sam, bo uważał, że to niesprawiedliwe, że mnie tam nie zaproszono. Z kolei Ewelina, jego córka, wolała uniknąć mojej obecności, by „nie psuć” sobie tego dnia. W efekcie Piotr podjął decyzję, że nie weźmie udziału w ceremonii. Zamiast tego planował jedynie złożyć gratulacje telefonicznie i przelać im pieniądze na konto jako prezent.

Nie zgadzałam się z jego decyzją. Uważam, że takie postępowanie mogłoby skomplikować całą sytuację i być źródłem dodatkowych konfliktów. Jak można nie pojawić się na ślubie własnej córki? Zresztą, wydawało mi się, że Ewelina wiedziała, że jej ojciec nie zdecyduje się przyjechać, jeśli nie będę mu towarzyszyć. Gdyby naprawdę zależało jej na jego obecności, zaprosiłaby nas oboje, niezależnie od swoich uczuć wobec mnie.

Mimo wszystko, nie chciałam, by mój mąż jechał tam sam. Ślub odbywał się w innym mieście, oddalonym o kilka godzin jazdy, co oznaczało, że musiałby tam nocować. Nie czułam się z tym dobrze, nie dlatego, że byłam zazdrosna, ale dlatego, że to sytuacja pełna napięć.

Zaproponowałam więc inne rozwiązanie. Moglibyśmy pojechać razem, pojawić się przed urzędem stanu cywilnego, gdzie odbędzie się ceremonia, a potem Piotr mógłby wejść na uroczystość sam. Ja w tym czasie poczekałabym na niego w samochodzie. Nie miałabym z tym żadnego problemu, nie czuję się urażona, ale uważam, że powinniśmy być blisko w tak ważnym momencie. Po zakończeniu ceremonii moglibyśmy wspólnie złożyć gratulacje i wręczyć prezent, a potem wrócilibyśmy do domu.

Uważam, że w takich chwilach rodzina powinna być razem, nawet jeśli nie wszystko układa się idealnie.